Działalność rozpoczęli w 1983r. Pobłogosławieni przez Wojtka Belona, który zaprosił ich na świnoujską FAMĘ, wykonujący muzykę, którą trudno sklasyfikować, a gatunek trudno określić lub wybrać tylko jeden spośród wszystkich. Śpiewają poezję, grają ballady, są folkowcami…
Stare Dobre Małżeństwo, bo to o tych panach mowa, miałem okazję poznać pod koniec ubiegłego roku, z ust (albo głośników) brata. Nie była to miłość od pierwszego usłyszenia. Podchodziłem do tego sceptycznie. Trochę potrwało, zanim zrozumiałem ten fenomen. Zespół jest mało znany, nie ma parcia na szkło, wokalista nie cierpi komerchy. Jedyny komercyjny akcent, to nagrany na VHS-a koncert z 97’, jednak wciąż nie trafił (dosłownie i w przenośni) do wielu odbiorców. Jeśli już ktoś ich kojarzy, to z „Czarnego bluesa” albo „Bieszczadzkich aniołów”. SDM to przede wszystkim napisana i genialnie dopasowana do tekstów Stachury, Rybowicza czy Ziemianina muzyka, tworzona przez urodzonego w 1963r. Krzysztofa Myszkowskiego – pedagoga multiinstrumentalistę pochodzącego z północno-zachodniej Polski.
Zaczęli w duecie, później powitali w składzie pierwszą i jedyną kobietę, następnie dołączył do nich skrzypek, gitarzysta, a później zaczęło się sypać. Od zespołu odłączali jedni, przychodzili drudzy, jedni wracali, drudzy odchodzili. Nie zmieniał się tylko jeden – pedagog Myszkowski. Niewykluczone, że to on – bezpośrednio lub pośrednio – stał za rotacjami w składzie, który prawdopodobnie po pewnym okresie zaczynał mu się nudzić. Tak czy siak, bez Myszkowskiego nie byłoby SDM-u. Kilkoro spośród byłych członków założyło swój zespół, nazwą odnoszący się do jednego z kawałków SDM-u – „U studni”. To już jednak nie jest to samo. Stare Dobre Małżeństwo – niegdyś w 6-osobowym składzie, z trzema gitarzystami, dwoma basistami i skrzypkiem, dziś jest bardzo okrojone. Mimo tego, że dziś grają we trójkę, wciąż przyciągają tłumy na sale, amfiteatry i kluby studenckie. Koncertują co kilka dni. „Nie mam fizycznego domu. Urodziłem się w Złocieńcu, kocham Bieszczady, często bywam we Wrocławiu, ale to trasa jest moim domem” – powiedział w jednym z niewielu udzielonych wywiadów Krzysztof Myszkowski. I to właśnie przekłada się na jakość ich występów, zgranie na scenie, mimo tego, że członkowie wciąż się zmieniają i to, że sale koncertowe pękają w szwach, a bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Twórczość Myszkowskiego i spółki trafia do określonego grona – nic nowego, wystarczy, że lubisz ten gatunek i już chętnie ich słuchasz. Z tą różnicą, że ja zacząłem z drugiej strony.
Cdn…