Chodząca encyklopedia The Beatles. Prywatnie: Michał, student prawa na toruńskim UMK. Udowadnia, że mając zaledwie 21 lat, można odnaleźć swoją pasję w latach 60. XXw. Oto krótka rozmowa o muzyce, oraz o tym, że niektóre rzeczy się nie starzeją.

Łukasz Buczkowski: Jesteś największym fanem Beatlesów jakiego znam. Pamiętasz od czego to się zaczęło?

Michał: Pamiętam. Może zacznę od tego, że miałem kilka faz, podczas których interesowałem się Beatlesami, ale takie najbardziej dojrzałe spotkanie zaczęło się w czasach licealnych, kiedy pewnego dnia słuchałem sobie piosenek, takich bardziej kultowych. Natrafiłem właśnie na Beatlesów, zaczęło się od takich największych hitów, aż w którymś momencie natrafiłem na utwór pt. „I’m happy just to dance with you” i od tego utworu zaczęła się moja przygoda z Beatlesami, już taka poważna, dojrzała. Po kolei słuchałem ich płyt. Na początku fascynowali mnie Beatlesi z pierwszego ich okresu – generalnie większość ludzi dość wyraźnie zaznacza, że twórczość Beatlesów można podzielić na ten okres wczesny, taki bardziej rock’n’rollowy, popowy trochę i ten kolejny, kiedy już zwrócili się w kierunku psychodeli, czy nurtu hipisowskiego. To następowało stopniowo. Najpierw słuchałem tych wcześniejszych, później się przekonałem do tych późniejszych, a potem się zafascynowałem twórczością solową, po rozpadzie zespołu. Zacząłem od słuchania Harrisona, potem Lennona, na koniec McCartneya.

Ł.B.: Dlaczego akurat oni, a nie jacyś inni muzycy?

M.: Słucham dużo zespołów, dużo różnych gatunków, ale właśnie Beatlesi mają w sobie coś, co pociąga do nich. Przede wszystkim byli takim zespołem, który miał ogromny wpływ na historię muzyki i do tej pory ich utwory promieniują taką energią. Jak się ich słucha, to czuć, że członkowie zespołu dobrze się bawili, że jest ta chemia.

Ł.B.: Co Twoim zdaniem świadczy o tej ponadczasowości Beatlesów?

M.: Byli oni pionierami w muzyce. Na początku, na przełomie lat 50. i 60. rock’n’roll nie był jeszcze popularny, oni się zafascynowali w młodości twórcami amerykańskimi, którzy też nie byli zbyt poważnie traktowani w swoim kraju, jednak oni rozwinęli ten kierunek i zainspirowali wiele kolejnych zespołów, wiele kolejnych gatunków, które dały początek jeszcze kolejnym generacjom muzyki. Teraz słuchając współczesnych utworów, można zauważyć niektóre elementy, które zostały wypracowane właśnie przez Beatlesów w latach 60..

Ł.B.: Czy któryś z tych współczesnych artystów ma szansę osiągnąć taki sukces jak Beatlesi i za kilkadziesiąt lat być tak rozpoznawalnym i pamiętanym?

M.: Myślę że nie. To znaczy nie w tych gatunkach muzyki, jakie już zostały stworzone. Żeby zaistnieć, trzeba wymyślić coś nowego. Jeżeli się pojawi jakiś twórca, artysta, który wymyśli coś na tyle innowacyjnego, że stworzy nowy gatunek, nowy styl muzyczny, zapoczątkuje nową falę, to ma szansę odnieść duży sukces. Ale też mi się wydaje, że takie coś nie jest już do powtórzenia. Obecnie można zaobserwować wiele różnych zjawisk, jak na przykład indywidualizacja muzyki, które nie sprzyjają osiągnięciu takiego sukcesu.

Ł.B.: Kupujesz płyty?

M.: Kupuję.

Ł.B.: Masz dużą kolekcję?

M.: Taką średnią bym powiedział. Zazwyczaj jestem ograniczony przez trudny dostęp do niektórych tytułów. Fakt jest taki, że obecnie muzyka nie jest trudno dostępna – można sobie wejść w internet i legalnie posłuchać utworów, choćby na jakichś portalach oferujących streaming z muzyką. Aczkolwiek ja kupuję płyty dla takiego aspektu materialnego. Żeby poczuć tą namacalność i możliwość fizycznego obcowania z krążkiem.

Ł.B.: Pamiętasz swoją pierwszą płytę?

M.: Tak. „A hard day’s night”. To było wydanie na płycie winylowej produkcji radzieckiej. Kupiłem na jakimś kiermaszu.

Ł.B.: To był jakiś kiermasz stricte muzyczny?

M.: Nie, jakichś staroci, coś takiego. Były też płyty winylowe.

Ł.B.: Czyli można w takich miejscach wyłapać takie perełki?

M.: Tak, dałem za to jakieś 20 złotych. To była kwota nieproporcjonalna do zysku.

Ł.B.: Sam też grasz?

M.: Gram na gitarze. Ogólnie interesuję się muzyką. Ze względu na to, że już wiele lat tym się pasjonuję, udało mi się zasmakować teorii muzycznej. Oczywiście, osoby które tym się profesjonalnie zajmują, to ja się nie mam co z nimi równać, ale właśnie cieszę się, że mam możliwość odniesienia wiedzy, którą zdobyłem na temat muzyki do tego, czego słucham. Jestem w stanie zrozumieć jak te piosenki są skonstruowane, dlaczego one dobrze brzmią, w jaki sposób artysta dobrał brzmienie, aby wyrazić treść, którą chce przekazać, czy po prostu żeby to wszystko dobrze brzmiało.

Ł.B.: Czyli w przyszłości widzisz się na scenie?

M.: Chciałbym. Nie wiem czy będzie taka możliwość. Tak jak mówiłem wcześniej, czy jest szansa na odniesienie sukcesu – szczególnie w perspektywie mojej osoby, wydaje mi się to wyjątkowo nikłe, ale w warunkach hobbystycznych – czemu nie? Chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę w muzyce.


Za uwagę dziękuje redakcja Chuliganów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *